top of page

W Rotary...

Piotr Szyber

2020

Rotary to międzynarodowa organizacja utworzona w Chicago na początku XX wieku. Potrzeba stworzenia ponadnarodowego zrzeszenia jednoczącego ludzi wspólnymi humanistycznymi ideami i działalnością prospołeczną, zainspirowała Paula Harrisa do stworzenia ruchu rotariańskiego. W dużej mierze wzorem były działania lóż wolnomularskich, szczególnie w tworzeniu struk-tur organizacyjnych, dlatego wielu do dzisiaj uważa Rotary jako przedszkole lub przybudówkę masonerii. To błędne przekonanie. Obie organizacje różnią się chociażby pod względem światopoglądowym, czy też co do celów działania. Rotary dopuszcza różnorodność światopoglądową, odcina się od działalności politycznej i w dużej mierze angażuje się w działania charytatywne. Głównym celem Rotary jest integracja i tworzenie więzi zbliżających ludzi różnych zawodów, różnej narodowości, różnych wyznań i różnych kręgów kulturowych. Metody działania prowadzące do tych celów są zróżnicowane i w każdym klubie rotariańskim mogą być różne.

We Wrocławiu do 1937 roku działał klub rotariański. Po wojnie nie było warunków, a przede wszystkim aury politycznej na reaktywowanie Rotary. W 1991 roku podjął się tego procesu profesor Wojciech Witkiewicz, tworząc pierwszy klub Rotary we Wrocławiu. Jego siedzibą był Wojewódzki Szpital Specjalistyczny przy ulicy Kamieńskiego, gdzie profesor był dyrektorem. Kluby rotariańskie powstawały w całej Polsce  i działały w ramach dystryktu z siedzibą w Szwecji. Z czasem powstał dystrykt krajowy, polski.

Osobiście o Rotary wiedziałem bardzo mało. Interesowała mnie masoneria jako twór historyczny, kiedyś na obrzeżach wiedzy o wolnomularstwie pojawiła się informacja o Rotary. Biorąc pod uwagę fakt, iż moje prospołeczne ciągoty nie znajdowały ujścia w żadnej działalności organizacyjnej, a przynależność do Polskiego Związku Wędkarskiego czy związków zawodowych i towarzystw naukowych nie zaspokajała moich oczekiwań, z zainteresowaniem obserwowałem działania klubu Rotary Wrocław profesora Witkiewicza. Kiedy w klubie tym zawiązała się grupa inicjatywna i zdecydowano się na powstanie we Wrocławiu drugiego klubu rotariańskiego, bez wahania stałem się współzałożycielem klubu Rotary Wrocław-Centrum. I tu mała dygresja. Z założenia do klubu rotariańskiego przyjmowano członków według tzw. klasyfikacji zawodowej. Oznaczało to, że w klubie mogły być reprezentowane tylko pojedyncze osoby z różnych profesji. A więc jeden lekarz, jeden murarz, jeden prokurator, jeden budowlaniec itd. Z czasem okazało się, że tej klasyfikacji nie da się utrzymać, gdyż poszczególne dziedziny w różnych profesjach podzieliły się na samodzielne lub stworzono różniące je np. specjalizacje. Dlatego z czasem w klubach było kilku prawników, uprawiających różne zawody (adwokat, radca prawny czy też nauczyciel akademicki). Tym sposobem powstały kluby o mocno zróżnicowanym składzie, skupiające ludzi różnych zawodów, ale jedno się nie zmieniło, przede wszystkim u nas w Polsce. Członkowie Rotary to osoby w swoich zawodach wybitne, wyróżniające się w lokalnej społeczności. Równie ważną sprawą było to, by mieli nienaganną opinię, by cechowała ich nieskazitelna postawa moralna i etyczna. Do Rotary nie mogą należeć ludzie uprzednio karani. Innymi słowy, rotarianie to establishment o niekwestionowanej reputacji, z założenia ludzie ze szczytu intelektualnej hierarchii społecznej.

Bardzo dbaliśmy, aby nasze wrocławskie kluby spełniały te warunki, a ich działalność była społecznie zauważalna. W Polsce zgodnie z powszechnym oczekiwaniem w najwyższej cenie są inicjatywy pomocowe, dlatego działalność rotariańska w dużej mierze odpowiada na to zapotrzebowanie, mimo iż nie jest to organizacja o charakterze charytatywnym. Zapominają o tym, niestety, również członkowie Rotary, pomijając inne cele i zadania statutowe. Dlaczego poświęcam ten rozdział Rotary, wspominając czasy mojego dzieciństwa, młodości i aktywności zawodowej, a więc okres PRL-u? Otóż jestem dzieckiem PRL-u tak jak wszyscy moi rówieśnicy urodzeni niedługo po wojnie. A członkowie klubów rotariańskich (w całej Polsce) w zdecydowanej większości to ta właśnie grupa wiekowa. Wszyscy ukończyli szkoły wyższe, rozpoczęli pracę i osiągnęli wysoki status społeczny właśnie w tym powojennym okresie. Wielu to byli członkowie PZPR i innych stronnictw politycznych. Duża grupa to wychowankowie organizacji młodzie-żowych (Zrzeszenie Studentów Polskich, Związek Młodzieży Socjalistycznej, Zwiążek Młodzieży Wiejskiej, Związek Harcerstwa Polskiego) oraz innych organizacji. Dla dzisiejszych naprawiaczy historii i jej kontestatorów to dzieci komuny, wręcz kolaboranci minionego systemu. I oto ci skażeni komuną osobnicy reaktywują ruch rotariański, z założenia szlachetny i prospołeczny. 

Czy  to  przypadek,  że elitę intelektualną skupioną w Rotary  w większości tworzą dzieci PRL-u? Każdy system polityczny  w każdym ustroju stara się tworzyć własne elity metodami adekwatnymi do możliwości. Cóż by to było za państwo, gdyby przez blisko półwiecze nie stworzyło takich elit. Kwestią pozostaje ich jakość i warunki w jakich powstały. PRL stworzył olbrzymie możliwości awansu społecznego dla wszystkich. Likwidując analfabetyzm, już starszemu pokoleniu przedwojennemu umoż-liwił dostęp do wiedzy i informacji. Dla ich dzieci stworzył sys-tem nieosiągalnych dotychczas możliwości. Awans społeczny tej dotąd upośledzonej warstwy to wielkie osiągnięcie ówczesnego ustroju. Ci, dotąd marginalizowani ludzie stali się inżynierami, prawnikami, lekarzami, literatami, a więc stworzyli nową inteligencję. 

Wracając do konkretów. W naszym Rotary Club Wrocław-Centrum znaleźli się profesorowie wyższych uczelni, były komendant główny policji, komendant straży miejskiej, prezes izby skarbowej oraz liczna grupa biznesmenów. Byli wybitni dyrektorzy teatrów, dyrygenci znani w świecie muzyki, prokuratorzy, adwokaci odno-szący znaczące sukcesy w swoich dziedzinach i inni przedstawiciele zawodów prawniczych, ekonomiści. Staraliśmy się i staramy, aby utrzymać te standardy jakościowe w doborze nowych członków. Sądzę, że nam się to w dużym stopniu udaje.

Ruch rotariański realizując główne swoje posłannictwo, działa właśnie w taki ewolucyjny, prospołeczny sposób oparty na tolerancji, kosmopolityzmie i sprawiedliwości. Ludzie realizujący te cele nie mogą być postrzegani jako element postkomunistyczny, więc z definicji zły lub podejrzany. Ci, co tak uważają, w niedługim czasie potkną się o własne nogi i skierują opinię publiczną przeciwko sobie. Na kanwie idei rotariańskiej mogę pokusić się o stwierdzenie, że to osiągnięcia PRL-u stworzyły odpowiednią bazę dla przemian społeczno-politycznych. Nowe elity, niejako wbrew swemu rodo-wodowi, doprowadziły do tych przemian i nie może tego nikt za-kwestionować. Inna sprawa, że nie każdy będzie beneficjentem tych przemian, co znowu może stać się impulsem do kolejnych historycznych przewrotów, szczególnie jeśli współistnieć będą inne towarzyszące zjawiska, chociażby zmiany klimatyczne, kryzys de-mograficzny, choroby czy też trudności ekonomiczne. Czy jesteśmy na to przygotowani? Raczej nie, ale to sprawa dyskusyjna. Powstaje pytanie, co będzie z ruchem rotariańskim kiedy kadra klubowa odmłodzi się, daleko odbiegając od obecnych dzieci PRL. I tu moja smutna konstatacja – obym się mylił. Idee rotariańskie, a na pewno metody działania, w dużym stopniu się zdezaktualizowały. 

Czarno widzę przyszłość tego ruchu, szczególnie u nas w kraju. Współczesna młodzież wychowana jest w „innej częstotliwości”, w duchu innych wartości jako priorytetów (nie oznacza to, że złych lub gorszych od naszych), najczęściej dostosowanych do współczesnych potrzeb. W dużej mierze odbiegają one od naszych ideałów, choć to pokolenie to już nasze dzieci.

Na koniec stawiam sobie pytanie: czy w PRL-u lat 70. mógłby w Polsce powstać ruch rotariański? Myślę, że tak – brakowało tylko inicjatywy. To indywidualnym inicjatorom zawdzięcza reakty-wację Rotary i podobne organizacje (Lions, Kiwanis, itp.). PRL lat 70. otworzył nie tylko granice.  Sądzę,  że  idee  rotariańskie  nie  pozostawały w sprzeczności z deklaracjami  ideologicznymi tamtego okresu. Tak samo twierdząco odpowiadam na pytanie, czy w Polsce doszłoby do przemian ustrojowych bez zrywu solidarnościowego? Tak, i może nawet mniejszym kosztem społecznym. Że wszystko zmierzało w tym kierunku, wskazują na to (w dru-giej połowie lat 80.) działania rządu  Mieczysława Rakowskiego z ministrem Wilczkiem w składzie.

Prezentowany tekst stanowi fragment rozdziału W Rotary i na salonach, pochodzącego z książki prof. Szybera Opowiem jak było…Wspomnienia z czasów słusznie minionych, niesłusznie zapomnianych (Oficyna Wydawnicza ATUT, Wrocław 2020). Tytuł pochodzi od Redakcji.

bottom of page